Wracając do tematu (bo niektórzy prywatę uprawiają
).
Karmiłam łącznie 56 miesięcy. Dzieląc na dzieci wychodzi 14, 22 i 20 miesięcy. Byłam traktowana jak smoczek, nie spałam po nocach, bolał mnie kręgosłup (takie ciężkie cycory miałam). W efekcie zostały mi zdemolowane piersi...tzn. naleśniki.
Pomimo tego jedno jest pewne... nie ma cudowniejszej chwili niż karmienie,nie ma cudowniejszego widoku niż ciamkający maluszek, nie ma cudowniejszego uczucia niż więź z takim małym człowiekiem, nie ma piękniejszego spojrzenia niż to, którym bobas "raczy" swoją mamę w czasie jedzenia (mogłabym jeszcze długo wymieniać)i
nie ma nic lepszego dla dziecka niż pokarm matki.
A "skutki uboczne" są niczym. Zresztą jak widać na moim przykładzie są odwracalne