a ja kamienice sobie chwale. mieszkam w takiej z 1833 roku, mam tylko jednego sasiada i za nic nie wynioslabym sie do bloku. owszem, kamienica to skarbonka- remontowalam mieszkanie kapitalnie, lacznie z wymiana dachu i belek stropowych. ale za to mam przestrzen, ogrodek na dachu jubilera i wszedzie blisko. trakcie remontu mieszkalam w nowoczesnym bloku na strzezonym osiedlu i nigdy wiecej. sasiad kichnie a ja slysze. administracja zawsze przycinala na ogrzewaniu. zdarzaja sie w pl takie sytuacje, ze w maju jest zwyczajnie zimno i wtedy nie bylo opcji "cieply grzejnik". wieczne problemy z parkowaniem. waskie miejsca parkingowe w garazu. problematyczni sasiedzi.
ale wiadomo- sa kamienice i kamienice, bloki i bloki. nie ma zlotego srodka.
co do remontow- mozna wladowac tyle samo w dom, mieszkanie w kamienicy i w bloku. wszystko zalezy od fantazji remontujacego. i jego swiadomosci cen
beata-malgorzata mozemy sobie przybic piatke. na remontach zjadlam zeby :) czasami mysle, ze powinnam miec firme zajmujaca sie produkcja remontow- ich planowaniem, przeprowadzaniem, wyborem i kierowaniem ekipa, wyborem materialow. po prostu trzeba wiedziec na czym sie przeplaca i szukac innych rozwiazan. wpadlam na taki pomysl po tym, jak wiecznie wysluchiwalam znajomych, ktorych remonty wykanczaly. oni w pracy, ekipa remontowa w domu, wieczne klotnie, spiecia, opoznienia. brak czasu na dopilnowanie i na szukanie tanszych materialow moze niezle zepsuc atmosfere w domu