A ja mam tez problem z dzieckiem....4 klasa podstawówki...od samego poczatku był synus narwancem, wydaje mi sie że rozpieszczony przez babcie, bo ciężko chorował i takie tam.Potrafi wpaśc w taką złość bez przyczyny że nie wiadomo gdzie się znajduję.Np wczoraj.Wrócił ze szkoły juz zły bo go kolega zdenerwował i w domu była już masakra.Chciał zrobic sobie budyń, ale ja powiedziałam że zrobie poniewaz nie wie ile to jest pół litra mleka.wybrał sobie smak budyniu i zapytałam czy może byc inny bo reszta rodziny tez zje budyn a tego co on wybrał jest mało.I sie zaczęło.Wszystko było na nie, pościel łóżko: nie!, posprzataj prosze po sobie w kuchni:nie!zaczął krzyczeć, wrzeszczeć, że nie mam sie do niego odzywać, podchodzić do niego.Poszłam do niego do pokju i powiedziałam zeby sie uspokoił przemyślał o co mu chodzi i jak mu przejdzie to może podejśc pogadać.Oczywiście było że nie musi ze mną gadać, że nie musi mnie oglądać, że chce być sam.Zrobiłam budyn dla niego i inny smak dla reszty rodzinki.oczywiscie po godzince mu przeszło i jakby nigdy nic przyszedł do kuchni wziął budyń i zaczął opowiadac o szkole.
Jest ciężko.Mały od zawsze robił nam takie awantury.nie wiem czy dobrze robiłam jak był młodszy pozwalałm mu sie wykrzyczeć, można powiedziec ignorowałam go i dopiero jak sie uspokoił rozmawiałam.
Natomiast ze starszym -6 klasa- mam problem ze słodyczami.Dziewczyny on kilogramami, nie tonami potrafi wciagć słodkie.Czekoladę to bierze jak kanapke i zjada.Potrafi bratu po kryjomu cos zjeśc.Nie mogę miec nic słodkiego na stole.Rozmowa, tłumaczenie nic nie skutkują.Nie mam już na to siły
Chowam słodycze w domu i wydzielam