Post
autor: margo706 » 24 cze 2006, 11:24
Czy spotkalo was kiedys cos,czego nie mozna w zaden sposob wytlumaczyc logicznie?Ja opisze jedna taka moja przygode,w ktorej wcale mi nie bylo do smiechu,zaznaczam ze nikt ani ja ani osoby mnie otaczajace nie braly zadnych narkotykow,ani nikt nic nie jaral. A wiec mialam takiego kolege,ktory czesto do mnie przychodzil i ja do niego,jak nie mielismy co robic to szlismy na piwko lub do jakis znajomych.Wiec pewnego dnia przyszedl i zaproponowal abysmy pojechali do jego brata na kawe-no i pojechalismy ,brat mieszkal z zona i coreczka.Wiec siedzimy sobie tak u jego brata pijemy kawke i rozmawiamy,w tym czasie jego corka jak to mala dziewczynka ,zobaczyla u mnie pierscionki i mowi zebym jej dala ponosic.Dalam jej pierscionki ,potem mi jeden oddala a drugim sie bawila.Robilo sie juz troche pozno wiec postanowilismy juz wyjsc,wtedy brat mojego kolegi wzial od coreczki pierscionek i trzymajac go rozmawialismy jeszcze,potem zrobil sie dziwnie blady i oddal mi pierscionek ,ja go zalozylam i wyszlismy.Juz na klatce schodowej poczulam ,ze mi strasznie slabo,ledwo wsiadlam do auta ,po dojechani pod moj blok szybko wybieglam z auta i ucieklam do domu.W domu czulam sie fatalnie,bylam pewna ,ze zaraz umre .Polozylam sie na lozku i uslyszalam,ze ktos do pokoju wchodzi pomyslalam ,ze to mama.Obrucilam glowe,aby zobaczyc kto to,bo nikt sie nie odzywal i ujzalam na moim fotelu siedzaca postac o rysach indianina w dlugim czarnym plaszczu z zepsutymi zebami i zniszczona cera,nie wiem dlaczego ale podeszlam do niego ukleklam przed nim i zaczelam go blagac abym nie umierala,kontem oka zobaczylam ,ze na drugim fotelu siedzi tak jakby za mgla ten moj kolega.Indianiec zaczal sie smiac po czym wyszedl nie otwierajac drzwi,a kolega zniknal.Polecialam do pokoju mamy i polozylam sie na lozku bo sie balam.Cala noc nie spalam i balam sie,ze umre.O siudmej rano zamiast isc do szkoly poszlam do tego kolegi i bez slowa mojego,on powiedzial,ze przeprasza za brata i ze szul w nocy jakby byl u mnie na fotelu i wszystko dokladnie widzial.Okazalo sie,ze brat ma jakies zdolnosci i moce i nieswiadomie ,wprowadzil mnie w ten stan trzymajac moj pierscionek.Prosto od tego kolegi polecialam do mamy mojej kolezanki poniewaz nadal zle sie czulam,ona porobila jakies swoje czary poplula na mnie itd.i zaczelam sie czuc normalnie,a pierscionek wymoczyla mi w occie.Juz wiecej nie pojechalam do tego jego brata ,a z tym moim kolega nigdy nie rozmawialismy o tym czasem tylko myslalam o tym przy nim i on wtedy mowil ,ze to nie jego wina.Po tym zdazeniu czytalam ksiazke zycie po zyciu i wyszytalam,ze smierc ma postac starego indianca-byly w niej przezycia osob ktore spotkalo cos podobnego co mnie spotkalo.