jeszcze miesiac temu był człowiekiem pełnym zycia, silnym, co to nie on,nawet ostatnio wydawało mi sie ze zaczynamy miec wspolny jezyk, całe zycie miał do niego zal,miał pretensje ze sie urodziłam, ze mama była bliska smierci(komplikacje poporodowe), czułam ten ciezar całe zycie, całe zycie miał do mnie zał, taki był moj ojciec a jutro wyrok, operacja -wyciecie nerki z nowotorem złosliwym, nie ma mozliwosci chemi, nawet jesli operacja sie uda bo grozi zatorem, bedzie miał tez czyszczona zyłe głowna odchodzaca od nerki ktora pozniej tez usuna, razem z guzem, nie ma szans na wyleczenie,.
Teraz gdy smierc dosiega go tak blisko chciałbym sie przytulic tak jak rano gdy zegnałam sie z nim w myslach przed jutrzejsza operacja, w myslach bo nic mu nie mowiłam w jakim jest stanie, rano rozmawiałam z ordynatorem,Nie wiem co o tym myslec, jak moje zycie sie zmieni gdy go juz nie bedzie...Trudno pisac o kims kogo całe zycie sie tylko tolerowało dla swietgo spokoju, nigdy w zyciu nie wyznałam ojcu ze mam do niego zal o spiepszone dziecinsto.
Mam nadzieje ze jutro napisze ze tata zyje
Teraz mama jest najwazniesza, zawsze była,kochała mnie za niego całe zycie... i ja tez bardzo ja kocham