Michitka, zaraz szlag mnie trafi!!!
Nie mów nigdy i nigdy nie myśl, że przegrałaś walkę o jakiegoś faceta!!!! To Ty jesteś wartością i Twoje życie. Walczy się razem o coś, a nie o uczucia drugiej osoby. Jeśli ktoś Cię kocha, to nie musisz o nic walczyć, możesz tylko pielęgnować je, a nie spalać się, aby zaspokoić czyjeś zachcianki. Nie martw się, że jednego egocentryka zostawiłaś, ciesz się, że zaoszczędziłaś wiele pięknych chwil!!!
Ku przestrodze opowiem Ci moją krótką historyjkę. Poznałam mojego faceta i zakochałam się tak, jak nigdy wcześniej. Praktycznie od razu mi się oświadczył i zaplanowaliśmy ślub. Pierwszy szok przeżyłam, jak raz spóźniłam się do domu po spotkaniu z kumpelami i zrobił mi awanturę. Później okazało się, że nie wolno mi rozmawiać przez telefon podczas gdy jesteśmy razem, bo ten czas jest tylko dla nas. Nie mogę umawiać się z przyjaciółkami, bo najważniejsi jesteśmy my. Nie mogę się opalać podczas gdy on siedzi w cieniu, bo powinnam być z nim. Itd. itp. Jestem mega niezależna, więc na początku bylam absolutnie zaszokowana, nigdy wcześniej nie pozwalałam sobie na takie sytuacje. On miał tak silny charakter, a chemia była tak mocna, że przez jakieś 3 miesiące tak się kręciliśmy, ja ryczałam po nocach, miałam drgawki z nerwów i chorowałam non-stop. Ślub zbliżał się wielkimi krokami, a ja nie miałam odwagi, żeby go odwołać. Nie potrafiłam stawić czoła wszystkim, którzy mówili mi, ze źle robię (to też kwestia wychowania - gdybym była asertywna, wierzyła w siebie i znała swoją wartość, nie miałabym problemu, zeby to zrobić). No i poszlo. W tamtym okresie każdy ważny dla mnie dzień kończył się awanturą. Nawet ślub. Wszystkie wrzuciałam już dawno do śmietnika pamięci. Kto nie przeżył przemocy psychicznej nie wie, co oznacza. Nie różni się niczym od przemocy fizycznej. NICZYM. To, co tu piszę, to tylko promil tego, co się działo, i to wcale nie ten najgorszy.
W końcu doszło do rękoczynów. Pozostawię to bez szczegółów. Na moje szczęście, on musiał wyjechać na tydzień. Ten czas był dla mnie zbawieniem, po kilku dniach zrozumiałam, że to obłęd. Zadzwoniłam, powiedziałam, że chcę rozwodu. Oczywiście były błagania itd. I uległam. Postawiłam jednak twarde i stanowcze ultimatum, podpisaliśmy intercyzę. Następne lata to była walka z czarną stroną jego charakteru. Nawet nie chce mi się opowiadać. Problem był tylko jeden, w tej batalii poległa miłość. Teraz, po sześciu latach, on jest naprawdę porządnym facetem. Z tamtego potwora nie zostało juz prawie nic. Jednak, może gdybym go nadal kochała, problem mojej niezależności i jego chęci rządzenia, dałoby się jakoś załatwić. Myślę, ze się jednak nie da. Dwa miesiące temu, po dłuższym kryzycie, postanowiliśmy wziąć rozwód. On zdecydował, że nie weźmie nic, Miś zostanie ze mną. Nie wytrzymałam tego nerwowo, postanowiliśmy spróbować jeszcze raz.
Myślę, że żyję złudzeniami. Chyba nie będę nigdy potrafiła go pokochać. On zresztą o tym też wie, wie kim był, wie co dla niego zrobiłam i wie, jakie są straty. Kocha nas tak, jak mogłybyście sobie wymarzyć. Jest czuły, zawsze mówi mi piękne rzeczy, kupuje cudowne niespodzianki, opowiada wokół same dobre rzeczy o mnie. Wiem, że jestem na pierwszym miejscu. Generalnie prawie-ideał. Jeśli kiedyś będzie miał inną kobietę, będzie naprawdę szczęśliwa. Moja walka skończyła się jednak tak, że nadal nie wiem, co będzie za tydzień. Idziemy razem do przodu, co ciekawe, zawsze życie układa nam się wspaniale, jak między nami jest ok. Ale miotam się w uczuciach, pragnieniach i obawach. I tak żyję.
Zauważyłam jednak, że są takie sprawy, siedzące gdzieś głęboko w człowieku (mówię o dystansie do siebie, niezaspokojonych w życiu wartościach itd), których nie da się pokonać. Jeśli ktoś był niekochany przez rodziców, to ten deficyt nie zniknie, bo ma fajną dziewczynę. Całkiem poważnie zastanawiam się nad terapią, może nawet dla nas obojga. The end.
Michitka, więc wiesz, czasem życie daje Ci sygnał, żebyś wyluzowała. Pomyśl, że to Twój sukces, a nie porażka.
Nesia, wpadaj, wpadaj, zanim przyjdzie zima. Za rok może nas już tu nie być (ale budujemy dom w Kiełczwowie, więc może załapiesz się na taras w ogrodzie
)
Obiecuję, że już nigdy Was nie będę męczyć tego typu opowieściami
Przez ¿ycie trzeba przejœÌ z godnym przymru¿eniem oka, daj¹c tym samym œwiadectwo nieznanemu stwórcy, ¿e poznaliœmy siê na kapitalnym ¿arcie, jaki uczyni³, powo³uj¹c nas na ten œwiat. (S.J. Lec)