beata-malgorzata
miałam kiedyś podobną, choć nie aż tak drastyczną sytuację.
Co roku jeżdziłam na wakacje do dziadka na wieś. Znałam oczywiście dziewczyny i chłopaków prawie od urodzenia.
Na początku wspólne zabawy, wypady nad jezioro potem pierwsze imprezy, dyskoteki.
Z żadnym chłopakiem nie wiązałam się, poprostu spotkania całą paczką.
Kiedyś byłam u mojej przyjaciółki mieszkajacej zaledwie 500 m dalej, dochodziła już chyba 24:00 i wyszłyśmy przed dom. Tak zawsze było, że odprowadzałyśmy się do połowy drogi i resztę każda biegła do siebie. Tym razem pech chciał, ze wracało z jakiejś imprezy dwóch kumpli z paczki (chłopak mojej koleżanki i jego kuzyn).
Moja koleżanka miała do niego pretensje i zaczeli się kłócić i poszli sobie z stronę polnej drogi pogadać. My czekamy czekamy i nic więc powiedziałam niestety, byśmy poszli ich poszukać i to był mój błąd.
Odeszliśmy nieco od zabudować - może ze 100m jak rzucił mnie na ziemię to aż mi sie gwiazdy pokazały.
Byłam zszokowana bo ufałam mu całkowicie, był dla mnie dobrym kumplem
Przygniutł mnie sobą całkiem a ważył ze 120 kg. Szarpałm się, krzyczałam ale nie miałam szans fizycznie.
Naprawdę były chwile że się poddawałam psychicznie ale podobnie jak Ty nawiązałam rozmowę i w tym całym szoku przekonałam go, że też bym chciała z nim ....ale nie dziś itd...bo to bo owo.... co rusz wynajdywałam inne argumenty.
Skończyło się na tym że zgubiąłam tylko kasę, którą miałam w kieszeniach spodni (prawie mi je zdarł z tyłka). Później unikaliśmy się jakoś, on za rok sie ożenił i wyprowadził.
Nie widziałam go już z 8 lat ale wspomnienie zostało, że nawet dobrym kumplom nie mozna ufać