Ciekawy temat.
Rozmyślałam o tym sporo.
Poznałam kiedyś chłopaka,wydawał mi się genialny pod każdym względem,ale miał malutką córkę.
Gryzłam się w sobie przez jakiś czas,czy się w to pakować czy nie.Facet mnie kręcił i intrygował,wydawał się naprawdę przyzwoitym człowiekiem.Ciepło opowiadał o dziecku,że cudne,że najwspanialsze,najważniejsze w życiu.
Przemyślałam całą sytuację i pożegnałam Go jednak.
Tak jak Maja napisała-to byłaby cały czas nierówna walka,jeden do zera.
Nie wyobrażam sobie siebie w roli macochy,brrrr... nie potrafiłabym udawać miłości do dziecka,swojego faceta,znając siebie to po prostu wkurwi.... mnie.
Jestem z natury dość zazdrosna i zaborcza ,lubię jak mój mężczyzna skupia się na mnie całkowicie,a ja na nim oczywiście.
Jesteśmy dla siebie najważniejsi i najwspanialsi,lubię być ,,księżniczką''.A tu byłabym starą królową.
Księżniczka byłaby inna. niestety nie ja.
Ten mój niedoszły,w dodatku miał swoje dziecię w odległości ok.700 km od naszego miasta.
Jeździł do dziecka przy każdej okazji,
więc nie miałabym co liczyć na romantyczne weekendy,spontaniczne wypady ,,za miasto''.Do tego każda choroba małej,urodziny,mikołajki,dzień dziecka,albo inna okoliczności- On wsiada w samochód i pędzi do córki.
Nie wyobrażam sobie,że miałabym tarabanić się z nim przez całą Polskę,
a potem widywać jeszcze jego ex. Do tego dochodziłaby wspólne wakacje,ferie-wiadomo-jemu przysługiwałoby prawo do spędzenia dzieckiem polowy tego czasu-i co miałabym siedzieć z jego córką w domu i udawać drugą mamusię???Dla mnie to jednak nie do przełknięcia.
Nie lubię sobie komplikować niepotrzebnie życia,jestem na to za wygodna.
Lubie jasne sytuacje i metodę ,,krótkiej piłki''.
Poza tym,jestem taką osobą,że jak mnie coś uwiera i gniecie w mózg od samego początku,to nie będę potrafiła tego zaakceptować w późniejszym okresie.To się tyczy wszystkiego,nie tylko relacji damsko-męskich.
Oczywiście,nie wykluczam,że kiedyś zmienię zdanie,wyznaję zasadę-nigdy nie mów nigdy.Jednak na dzień dzisiejszy mówię stanowcze NIE dzieciatym facetom.