Post
autor: soraja » 24 paź 2009, 11:24
Witam,
Mam taki problem, choć w sumie sama nie wiem czy słowo problem to dobre określenie. A mianowicie, jestem ze swoim facetem już 4 lata, bardzo się kochamy, i chcemy założyć rodzinę, wiecie wspólne mieszkanko, dzieciaczki itd. No i tutaj właśnie zaczyna się mój dylemat. Otóż mój facet, jest osoba nie wierzącą. Znaczy się, może inaczej, w Boga wierzy, ale mówi że aby wziąść ślub kościelny normalnym krokiem jest pójście do spowiedzi. On natomiast twierdzi, że byłoby kłamstwem z jego strony kiedy poszedł by do spowiedzi i powiedział, że żałuje za wszystkie grzechy(a to warunek spowiedzi konieczny) kiedy za niektóre grzechy nie żałuje. Jest osobą szczerą w stosunku do siebie, i do innych ludzi. I powiedział, że byłoby sprzeczne z jego naturą kiedy by poszedł do spowiedzi, skłamał, tylko po to, żeby dostać papierek, i zostać "dopuszczonym" do zawarcia małżeństwa ze mną. Ale potem dodał,że jeżeli mi bardzo zależy, to tak też zrobi, bo mnie kocha i chcę żebym była szczesliwa, a jeżeli małżeństwo przed Bogiem jest dla mnie ważne, to pójdzie do spowiedzi i wezmiemy ślub.
Ale teraz co ja mam mu powiedzieć? Kocham go bardzo, chcę z nim być, szanuję ogromnie jego szczerość. Że przedstawił mi sytuacje jak wygląda z jego strony. Ale co ja powinnam zrobić? Jako kobieta, od zawsze marzyłam o ślubie, biała sukienka, najbliżsi ludzie, przysięga przed Bogiem. Chyba gdzieś w głebi każda z nas o tym marzy... I wiem, że jeżeli powiem mu, że tak, chcę ślub, to on pójdzie do tej spowiedzi (troszkę przeciwko samemu sobie) ale zrobi to dla mnie.Ale czy powinnam nakłaniać go aby robił coś na siłe? On mówi, że też chciałby przysiąść mi przed Bogiem miłość do grobowej deski, ale spowiedź jest dla niego czyms nie po przeskoczenia jeśli chce być w zgodzie z
samym sobą. Bo jeśli pójdzie do spowiedzi i powie, że za te grzechy żałuje, a za te nie, to rozgrzeszenia nie dostanie. A jak ma powiedzieć że żałuje kiedy nie żałuje. Uwierzcie mi, że nie jest to kwestia tego że unika ślubu, tylko samego sensu spowiedzi. Kiedys był osobą bardzo wierzącą, ostatnie lata, rzeczywistość
bardzo go zmieniła, i odszedł od wiary. Ale jego szczerość chyba szczególnie co do siebie samego jest ogromna. I teraz sama nie wiem co robić... Rozumiem jego rozumowanie, dlatego też jest we mnie jakieś rozdwojenie. Z jednej strony moje marzenia, moje potrzeby, z drugiej jego... Jak to wypośrodkować?? Długo i dużo o
tym rozmawiamy, szukamy różnych rozwiązań, ale ciągle stajemy na tym samym. Może iść do księdza i z nim porozmawiać o tym wszystkim tak od strony duchowej? Może on coś nam doradzi? Co sądzicie na ten temat? Mam nadzieję, że nie uznacie mojego posta za jakieś bezsensownee moje problemy. Bo to srawy dla mnie bardzo
wazne, i mam nadzieję, że powaznie coś doradzicie...
Dzięki za chwilę poświęcona na przeczytanie tego. Pozdrawiam. Soraja.