jak w temacie ...dosłownie i w przenośni
:lol:
Pojechaliśmy ze znajomymi na wakacje na mazury. Któregoś wieczora mojemu małżonkowi zachciało się sexu na łonie natury...
Postanowił zabrać mnie na maleńki wypad do lasu. Jakie są lasy na mazurach każdy, kto choć raz w życiu był wie :? .
Drzewa stoją w pięknych, równiutkich, równoległych rzędach, tak więc stojąc na jednym końcu lasu śmiało można zobaczyć, co dzieje się na drugim
. Zero krzaczorków, chaszczy i intymności. Przez godzinę mój książę woził mnie po wszystkich leśnych wertepach, wytrząsając ze mnie flaki i dobre samopoczucie. Wreszcie cud
maleńka leśna zatoczka, w sam raz na wstawienie samochodu. O rozłożeniu kocyka można było tylko pomarzyć, więc postanowiliśmy wykorzystać bagażnik samochodu. Kiedy zabraliśmy się "do rzeczy" okazało się, że przebiegająca opodal niepozorna dróżka to główny trakt transportowy łączący dwie wioski
, na którym nagle zrobił się ruch jak na Marszałkowskiej w samo południe
. Byliśmy zmuszeni do szybkiej ewakuacji
:lol: .
Jednakże pomysłowość mojego małżonka mająca na celu urozmaicenie naszego pożycia znacznie wzrosła. Wymyślił, że nie ma nic lepszego niż nocny sex w łódce, na pobliskim jeziorze.
W tym celu wróciliśmy do wynajmowanego domu, żeby "doczekać ciemności" i zaopatrzyć się w niezbędne akcesoria (czyt. materac do podłożenia w łódce pod tyłek)
.
Gdy wybiła godzina zero wyruszyliśmy w kierunku łódki, a w tym czasie nasi znajomi wleźli na balkon domku zabierając ze sobą nasz osobisty noktowizor :? .
Mój małżonek zaczął dziarsko wiosłować... a znajomi wołać z balkoniku "widzimy was". W ten sposób wywiózł mnie chłopak na środek jeziora, dookoła noc, że czubka nosa nie widać, a te palmusy ciągle wrzeszczą, że nas widać.
Siedząc sobie na materacyku na dnie łódki zaczęłam odczuwać duży dyskomfort, bo zaczęło z niego złaźić powietrze
, ale nic to w porównaniu do wysiłku fizycznego jaki mój mąż wkładał w wiosłowanie.
Gdy osiągnęliśmy już taką odległość od domku, że nikt nie mógł nas zobaczyć (później się okazało, że robili nas w konia, bo od godziny nic nie widzieli
)okazało się, że łódka zaczyna nabierać wody i do tego zaczyna padać deszczyk. Nie taki zwykły, ale takie cholerne drobniutkie igiełki... więc z sexu znowu nici. Zamiast za mnie, mój mężczyzna chwycił za wiosła i jak burza pognał do brzegu.
Pokłóciliśmy się, przemokliśmy i zmarznięci wylądowaliśmy w pobliżu samochodu. Chcąć dokończyć kłótnię wleźliśmy w samochód i załączyliśmy ogrzewanie, a wtedy... tak pięknie zaparowały szyby, że świata nie było widać. Cieplutko, suchutko, wygodnie... rozkosznie
sex na środku podwórka, na początku wsi...oczywiście wróciliśmy do domku pogodzeni
:lol: .