Dzisiaj padłam ofiarą tego rodzaju "życzliwości", za który się ma ochotę mordować.
Upał popołudniowy, padam z nóg, wreszcie wsiadłam do tramwaju, siadam - prawie nieżywa... Rozglądam się i widzę - KANAR! - kilka metrów dalej, z tyłu. Momentalnie przypomniałam sobie, że nie kupiłam biletu. Zrywam się i idę w stronę kierowcy. słyszę jednak z tyłu głos, wręcz krzyk - poproszę panią! proszę panią! Panią!!!! - Biegnie wręcz i mnie łapie za rękę. TAk, PANIĄ!- poproszę bilet.. Mówię, ze nie mam, że szłam do kierowcy kupic. ale pani usiadła! Bo padam z nóg... Waha się chwilę i mówi - bo mi tu pasażerka powiedziała i POKAZAŁA - że O TU, ŻE UCIEKA!! Mówię, że szłam kupić bilet. Nic z tego. Obok stoi babior-wieloryb i patrzy na mnie wilkiem - widziałam, USIADŁA!!!!
Jakiś facet się za mną wstawił i mówi - niech pan zachowuje się jak czlowiek nie jak jakich hycel, żeby gonić, łapać ...Ale kanar jak się uprze to go nic nie przekona.
Oczywiście wypisał mi mandat.
Jednak najbardziej zszokowało mnie zachowanie tego babska... Ile to trzeba mieć w sobie złej woli żeby komus coś takiego zrobić
Jestem zła. Na siebie, bo jestem głupia. Ale jednocześnie jestem w szoku. Zawsze myślałam, że takich rzeczy się po prostu nie robi, bo należą kategorii "świństwo". Kim musi być człowiek, który bez wahania donosi na kogoś, wydaje kogoś - nie mając w tym żadnego interesu? Boję się pomyśleć, co jESZCZE taka osoba mogłaby zrobić, gdyby były... inne okoliczności. Latać dwa razy dziennie na gestapo?