ROZWÓD - jak to przeżyć....?

gniew, miłość, nadzieja, nienawiść, nuda, obrzydzenie, przyjaźń, radość, smutek, strach, szczęście, tęsknota, współczucie, wstręt, wstyd, zazdrość, złość

Moderator: Zespół I

Awatar użytkownika
agus_dan
Rozmowna Beauty
Rozmowna Beauty
Posty: 441
Rejestracja: 16 maja 2008, 22:01

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: agus_dan » 03 lip 2014, 21:35

Ok ogolnie nie rozumiem tej terapi
Jak to normalne slowo? He chyba nie zwrocimy sie tak np do mamy?
Powiedz to w jaki sposob probowali wam pomoc
W ogole probowali?
Mysle ze trzeba miedzy soba rozmawiac
Tak szczerze, zastanowic sie czy mozna cos naprawic
A jezeli nie to uwazam ze trzeba sie rozstac
nie mam dzieci, wiec nie wiem jak to jest buyc ze soba dla dobra dziecka
Ale wszystkie przyklady ktore znam raczej utwierdzaja mnie w przekonaniu ze to tylko taka wymowka,
ze ludzie nie potrafia podjac decyzji o rozstaniu
Nastepne 10 lat w nieudanym zwiazku
Pozniej dzieci odchodza
I zostaje tylko zal ze nie podjelo sie dobrej dla samego siebie decyzji
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać.

15/06/10 operacja noska -dr Łątkowski

Awatar użytkownika
Cotto
Aktywna Beauty
Aktywna Beauty
Posty: 232
Rejestracja: 13 sty 2014, 14:37

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: Cotto » 03 lip 2014, 22:04

To powiem Wam jaka byla sytuacja. Ogolnie dwa czy trzy razy uslyszalam,ze mam sp....i za ostatnim razem spakowalam swoje rzeczy i dziecka i sie wyprowadzilam. Moj maz szybko zrozumial swoj blad i postanowlismy,ze pojdziemy na terapie,mimo,ze szybko ulozylam sobie zycie w pokoju w domu rodzicow, stwierdzilam,ze chce sprobowac. Mamy problem z tymi klotniami, poza tym jest ok. Oczywiscie problem nie tkwil tylko w jednym slowie, ale bylo to dla mnie ostateczne, bo ja rozumiem klotnie, ale nie zaakceptuje obrazania, wypominania i szarpania, co badz zeby tylko ponizyc bo jak wspomnialam brakuej mu zazwyczaj argumentow. Po miesiacu znowu uslyszalam ze mam spier... a ze akurat jedlismy obiad, to rzucilam w mojego meza talerzem razem ze schabowym i ziemniaczkami. A sam przyznal na terapii ze wiedzial o tym jaka bedzie moja reakcja na to slowo bo mam serio uczulenie. Ale oczywiscie to nie byl koniec poniewaz po tym jak sie zachowalam powiedzialam,ze chce odejsc,ze mam dosc i nie pozwole sobie,zeby ktos mnie tak traktowal. Wtedy moj maz wpadl w furie byla awantura na cale osiedle, szarpanina itd. Ja zero emocji, a on agresja pelna para wiec mialam dwa wyjscia zeby zadzwonic na policje bo juz sie balam o zycie moje i syna albo do mojej Mamy i wybralam druga opcje. Mama przyjechala, ogolnie zaraz po skonczonym polaczeniu moj maz sie uspokoil. I reszty nawet mi sie nie chce opisywac bo zdaje sobie sprawe ze to jest wszystko popaprane. Ale przezywajac cala ta sytuacje na nowo podczas terapii uslyszalam,ze to ja podpadam pod artykul z kodeksu prawa cywilnego po rzucilam w mojego meza talerzem i to ja ewidentnie mam problem. Mieli za nic moje tlumaczenie,ze zdaje sobie sprawe z tego,ze zachowalam sie zle, ale juz czuje sie tak bezsilna, ze byl to odruch. Poza tym, powiedzialam,ze jak jeszcze raz tak to mnie powie to tez w niego rzuce czym kolwiek bede miala pod reka. A konczac dodam, ze mamy 8 miesieczne dziecko, w listopadzie wracam do pracy i mam nadzieje,ze bedzie lepiej, bo jest troszke lepiej i moj maz zdaje sobie sprawe ze to juz nie sa zarty. A jak nie to sie rozwiedziemy, ale przynajmniej bede miala swiadomosc,ze zrobilam wszystko co moglam. A z terapii wyszlam w trakcie. Nasze spotkanie zawsze konczylo wysuwanie wnioskow przez terapeutow i przez pierwsze 10 min (z15) mowili o tym jaka jestem niedobra i wymyslam jeszcze cycki...takze przeprosilam ich i wyszlam...
"Zycie jest jak pudelko czekoladek...."

Awatar użytkownika
agus_dan
Rozmowna Beauty
Rozmowna Beauty
Posty: 441
Rejestracja: 16 maja 2008, 22:01

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: agus_dan » 03 lip 2014, 22:42

Wspolczuje Ci, nie wiem czy poprawi Ci to humor ale ja tez potrafilam sie tak klocic ze swoim partnerem
Oboje mamy niezle temperamenty i szczegolnie podczas klotni nie potrafilismy sie kontrolowac
Ani on ani ja nie przebieralismy w slowach
I rozne padaly, ja tez w niego rzucilam- moim telefonem)))
Po ktorejs bezsensownej klotni zdalismy sobie oboje sprawe ze musimy sie kontrolowac
Bo zadawanie bolu kochanej osobie niszczy mas samych
Mysle ze wszystko mozna naprawic- tylko trzeba wiedziec co sie zepsulo
Moze trzeba przypomiec sobie jak to bylo kiedys
Sprobowac podkrecic atmosfere w lozku
Jezeli sie przelamiesz i okazesz bloskosc moze wszystko wroci
Trzeba chciec i sprobowac , nie poddawac sie od razu
A jezeli nic juz nie ma to przynajmniej rozstac sie na dobrych warunkach
Takie klotnie to wynik frustracji, obwiniamy za cos partnera, nie potrafimy wytazic uczuc i najlatwij jest nam obrazac i krzyczec- to normale
Ale z biegiem czasu staje sie nie do zniesieni
Zycze Ci jak najlepiej
Zaskocz meza w podwiazkach
Sprobuj))))
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać.

15/06/10 operacja noska -dr Łątkowski

Awatar użytkownika
Cotto
Aktywna Beauty
Aktywna Beauty
Posty: 232
Rejestracja: 13 sty 2014, 14:37

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: Cotto » 04 lip 2014, 06:17

Chyba nie mam ochoty w ogole na jakies sceny lozkowe :) potrzebowalabym czulosci, chociaz troszke, a nie mam jak narazie w ogole. Takze chyba poczekam, az sytuacja wroci do normy, o ile kiedys wroci. Poza tym nasz syn zabkuje wiec wyobrazcie sobie,ze ostatnio podczas zvlizenia trzy a moze nawet cztery razy wstawalam do Malucha bo plakal jakby go ze skory obdzierali :) wiec .... Zycie jest ciezkie :)
"Zycie jest jak pudelko czekoladek...."

Awatar użytkownika
JonaS
Przyjaciel Beauty
Przyjaciel Beauty
Posty: 5524
Rejestracja: 29 cze 2009, 22:09

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: JonaS » 29 sty 2015, 23:26

Cotto
jak u ciebie wyglada sytuacja.. unormowalo sie? jaka decyzje podjelas?
14.04.2010 - Łątkowski - nos (calkowita korekta) + wymodelowanie brody
04.03.2011 - Łątkowski - implant brody
27.01.2015 - Kasprzyk - Silimed Maximum 330 HI (wys.11,1 szer.11,1 proj.5,4)
29.07.2015 - Kubasik - lifting szyi
03.02.2020 - Kubasik - korekta powiek górnych
16.01.2023 - Samir Ibrahim - plastyka brzucha z liposukcją

mimi2402
Aktywna Beauty
Aktywna Beauty
Posty: 181
Rejestracja: 07 maja 2012, 12:11

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: mimi2402 » 29 wrz 2015, 12:47

Hej dziewczynki..

nie bylo mnie dluuuuugo..
odzywalalm sie czasem na forum ale od dlugiego zasu nic az do dzis...

Pisze bo nie wiem..bo potrzebuje spowiedzi? nie chce uzalac sie nad soba choc pewnie tak to wszystko zabrzmi..jestem w bardzo trudnym momencie mojego zycia..nie wiem czy tu powinnam pisac czy zalozyc nowy watek..eh.
Nie chce zebyscie myslaly ze szukam pocieszenia..nie wiem sama co moze mi pomoc. wiec...dla zainteresowanych zapraszam do dyskusji..do wyrazenia opinii...piszcie jak chcecie jak macie ochote...historia mojego zycia dosyc plytka niestety i to wlasnie przeze mnie.
bardzo trudno mi wygrzebac sie na powierzchnie. nigdy nie myslalam ze to co siedzi w nas w srodku moze az tak wplywac na to co widac na zewnatrz..pewnie jedni sa lepsi od drugich w ukrywaniu ich prawdziwych emoci..ja juz wiem ze do nich niestety nie naleze..Wlasciwie sama nie zdawalam sobie sprawy z tego jaka jestem slaba psychicznie dopoki nie zrujnowalam sobie zycia.
Wyszlam za maz majac 20 lat po tym jak okazalo sie ze jestem w ciazy. Bylam z mezem wtedy juz 4 lata. Drugi dlugi zwiazek w moim zyciu mimo ze nadal bylam dzieckiem...Bylo ciezko bo dopiero zaczelam prace i studia zaoczne. Jakos sie trzymalismy mieszkalismy z moja rodzina. Duzo dzialo sie po drodze ale oboje mielismy duzo ciezkiej pracy i nie wiele czasu na zastanawianie sie nad soba czy naszym zyciem wiec czas plynal..to bylo ..15 lat temu. Az trudno uwierzyc ze poznalam meza 15 lat temu. Mielismy lepsze gorsze momenty jak kazdy zwiazek, malzenstwo....ale bylismy razem. Z czasem w poszukiwaniu lepszego zycia maz wyjechal za granice potem dojechalam do niego z synem. Bylo lepiej. Latwiej. Z czasem nauczylismy sie zyc jak dobrze funkcjonujaca maszyna ja zajmowalam sie domem i dziecmi, maz pracowal...duzo pracowal...
Nigdy nie czulam sie spelniona w moim zyciu...nie wydaje mi sie ze bycie matka w wieku 20 lat powinno byc szczytem osiagniec mlodej dziewczyny...mimo to jakos skonczylam studia licencjackie zaocznie i pozniej dolaczylam do meza za granica. Ukladalo sie dobrze bo nigdy nie rozmaiwalismy za bardzo o tym co w nas..czas plynal...
JAko matka trojki dzieci co raz bardziej czulam ze zycie ucieka mi przez palce. Maz staral sie jakos pomoc, zalatwial mi czasem pomoc do dzieci, wysylal na zakupy moglam wyjsc czasem na dyskoteke z kolezankami on zostawal z dziecmi.
Mysle ze przez to ze ominelismy oboje okres imprez wyjazdow szukania samego siebie wlasnie dlatego mialam w sobie ciagle to uczucie braku spelnienia..duzo by na ten temat mozna powiedziec..ale jaki sens..
Tak czy siak przyzwyczailam sie do meza on do mnie, mamy trojke cudnych dzieci...
Zawsze marzylam o tym zeby znalezc pasje..zeby odnalezc sie w czyms co kocham i robic wszystko zeby sie w tym udoskonalac i czerpac uczucie spelnienia...zawsze chcialam tanczyc. W wieku 29 lat zaczelam chodzic na kurs. To wlasnie za kilka miesiecy od tego momentu moje zycie leglo w gruzach a ja nie moge wrocic do siebie..
Bylam postrzegana jako wariatka, osoba pelna zycia zawsze usmiechnieta na pelnych obrotach z moja trojka i telefonem przy uchu, bo maz rzadko z nami..pochloniety praca..
Nie jestem soba.. :( i nie wiem czy kiedys bede ta sama osoba..
Zajecia byly swietne. Na poczatku wydawalo mi sie ze nie jestem w stanie nauczyc sie polowy rzeczy ktore instruktor pokazywal, bylam pod wrazeniem...szybko okazalo sie ze nauka przychodzila mi bardzo latwo i czlonkowie klubu nie dowierzali ze nigdy wczesniej nie tanczylam...chodzilam na zajecia raz w tyg wieczorem. Zostawalam min 3, 4h z czasem dluzej..mijal tydzien za tygodzniem a ja zylam tylko od zajec do zajec...znalazlam. Wreszcie mam. Pasje...spelnienie..bylam szczesliwsza niz kiedykolwiek...
:(
Trudno mi teraz pisac o tym wszystkim bo to moje zycie i czuje sie z tym wszystkim strasznie..
Nie minelo duzo czasu zanim zorientowalam sie ze oprocz tanca z czasem do rana..ja jeszcze bardziej cieszylam sie na mysl o tym ze znowu zobacze jednego faceta z klubu...
Tak
Zakochalam sie. Strasznie...w jego usmiechu, oczach, ruchach...glosie. Zaczepilam go na fb. Na poczatku nie odpisywal nie chcia, bronil sie bo wiedzial ze jestem mezatka...z czasem odpisal...oschle na " daj mi spokoj"... zaczelam opisywac mu swoje zycie..odpisywal..radzil...zaczelma mowic mu jaka jestem samotna jak brakuje mi kogos kto cieszyby sie ze mna moimi dziecmi i zyciem...ze mna...na kazdych kolejnych zajeciach czulam ze on co raz blizej mnie trzyma co raz czesciej prosi do tanca...zlamalam go. Zlamalam. Poplynal...
Pisalismy na fb calymi dniami
Nocami
Chodzilam jak cma. Maz widzial ze cos nie tak ale byl pochloniety praca...poza tym wiedzial ze czasami mialam gorsze dni i zawsze mijalo...pozwalal mi na zajecia na wyjazdy na imprezy..myslalam tylko kiedy znowu go zobacze kiedy mnie przytuli...
Mial wyrzuty sumienia...mial..bronil sie..ale z czasem zakochal sie tez...uwielbial spedzac ze mna czas..czasem wychodzilismy z zajec wczesniej zeby obejzec u niego film..posiedziec..poprzytulac sie...
:(
Z mezem co raz bardziej oddalalismy sie od siebie..poczul ze cos nie tak..zaczal pytac dociekac..zamykalam sie nie chcialam rozmawiac..z czasem powiedzialam ze lepiej bedzie jak sie rozejdziemy jak pobedziemy osobno..byk w szoku...11 lat po slubie..15 lat razem..
Czulam sie z tym strasznie..al enie potrafilam przestac myslec o tym drugim...nie moglam dluzej oszukiwac meza lezac obok a piszac z tamtym noca...
Kikla razy nie wrocilam na noc. Rano maz nie chcial wpuscic mnie do domu byl wsciekly mowil zebym wracala gdzie bylam...:(
Mial racje..nie wiem jak mogla tak znecac sie nad nim...:( probowal roznych metod...prosba...przyniosl mi kwiaty...nalal drinka...powiedzial..slucham co jest nie tak..powiedz mi jakie sa Twoje warunki a ja sie dostosuje...pamietam jak dzis...jak to mowil..a teraz siedze i placze..to bylo dwa lata temu.
Moglabym pisac dlugo dlugo ale jaki sens...Final taki ze
Jestem sama. Moj mezczyzna marzen z ktorym pisalam dniami nocami, tanczylam..nie mogl zniesc poczucia winy..nie mogl poradzic sobie z tym ze rozbil mi malzenstwo...zostawil mnie. Zrywal ze mna juz dwa razy i wracal po jakims czasie bo sam nie wiedzial co ze soba zrobic...ale ta wina zawsze byla..zawsze..teraz powiedzial ze mnei nie kocha. Kochal...do momentu kiedy wrocilam z mezem po pol rocznej separacji..zeby dac sobie jeszcze jedna szanse bo sama mnie zameczalo sumienie...wtedy odeszlam od niego do meza i teraz powiedzial ze zlamalam mu serce..zostawilam go wtedy...bylam z mezem dwa miesiace w domu razem. TO byl koszmar. Nie ufal mi ja jemu..Mial juz wtedy dziewczyne...Byl sam 3 miesiace po naszym rozstaniu az zebral sie w sobie i umowil sie z dziewczyna z ktora mieszkal po tygodniu i nadal sa razem.
Ja stracilam meza...kochanka...zostalam sama z trojka dzieci. Widuja tate co drugi weekend i wracaja w niedziele. Ztrudem trzymam sie kupy. Glupia. Wiem dostalam na co zasluzylam..Moj chlopak zostawil mnie dopiero dwa tygodnie temu ale czuje jakby to byla wiecznosc..powiedzial ze kocha mnie i uszczesliwaim go na wiele sposobow..ale kocha mnie jako przyjaciolke..nie widzi nas za 10 lat...:( za 10 lat chce byc zonaty i miec wlasne dzieci..nie widzi tego ze mna...taki dal powod...kocha zalezy mu..ale...chce wlasnej rodziny wlasnego zycia..poczucie winy go przygniata i jest nieszczesliwy..
Bylismy oficjalna para 9 miesiecy...wiec zamienilam 15 letni zwiazek na pasje...spelnianie siebie...szukanie szczescia...i zostalam sama...czuje sie strasznie...nie bylo latwo...nadal jestem mezatka..bo nie rozwiedlismy sie jeszcze. Duzo jeszcze szczegolow tej historii ktorych nie zamiescilam..ale jakie to ma znaczenie.
Widzicie juz jaka jestem beznadziejna..egoistka..teraz sama..z trudem wkladam na siebie ubrania zeby dzieci odebrac ze szkoly...dwojke..bo trzecie mieszka z ojcem i jego dziewczyna..:(

Przepraszam ze zasmiecam forum..myslalam ze moze jak opisze moj beznadziejny przypadek moze jakas dziewczyna zda sobie sprawe z tego ze nie warto..nie zawsze warto szukac...czegos co moze byc tak ulotne a konsekwencje..bardzo trudne i dlugoterminowe..:(
Nadal tesknie za nim..bardzo chcialabym zeby wrocil..ale powiedzial jasno..kocha mnie jak przyjaciolke..nawet powiedzial ze chcetnie wpadalby dwa razy w tyg do dzieci bo bardzo je lubi...i jest moim przyjacielem jezeli potrzebuje pogadac...:( jak ? jak mozna przyjaznic sie z kims z dwuletnia historia..o takim wymiarze..kto we srode zrywa z Toba a w czwartek proponuje przyjazn..ja dl aniego zycie do gory nogami przewrocilam..choc zaden z niego ideal..bardzo chcialam dac mu wszystko..wszystko...co mialam..siebie :(
(brokenheart (brokenheart (brokenheart (brokenheart (brokenheart (brokenheart
Ciężko jest lekko żyć .. :)

Awatar użytkownika
marryme
TOP Beauty
TOP Beauty
Posty: 4322
Rejestracja: 07 sie 2007, 06:18
Lokalizacja: ♥ ♥ ♥

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: marryme » 29 wrz 2015, 14:19

Powiedziec,ze za glupote sie placi to w tym przypadku za malo...
Life is a journey,not a destination.

MariannaK.
Aktywna Beauty
Aktywna Beauty
Posty: 355
Rejestracja: 24 sie 2013, 22:12

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: MariannaK. » 29 wrz 2015, 16:37

mimi2402 najwięcej to chyba ucierpiał Twój mąż, całe szczęśćie że się podniósł po tym wszystkim i jakoś ułożył sobie życie.

mimi2402
Aktywna Beauty
Aktywna Beauty
Posty: 181
Rejestracja: 07 maja 2012, 12:11

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: mimi2402 » 29 wrz 2015, 18:23

No szkoda mi go bylo fakt. Teraz ja placze calymi dniami, wieczorami. Moje malzenstwo nie bylo idealne, wiem ze zadne nie jest..meza nigdy nie bylo nawet po pracy czesto znikal bez wiekszego tlumaczenia, wchodzil wychodzil. ja ciagle z dziecmi w domu. Z czasem zupelnie przestalismy rozmawiac a ja czulam sie jkabym prowadzila mu hotel i zajmowala sie jego dziecmi. TO typowy obraz Polskiej rodziny jednak ja bylam nieszczesliwa nie tak wyobrazalam sobie zycie..rodzine. Nigdy nic nie robilismy razem. Jak maz mial wolne lezal caly dzien przed tv nie mial sily czasu ochoty isc z nami jechac na wycieczke..:( Zle sie z tym wszystkim czuje bo 15 lat to kawal czasu i szkoda ze tak wyszlo ale zastanawialam sie dlaczego ...skoro niby wszystko dzieje sie z jakiegos powodu i w jakims celu..sama nie wiem co teraz czuje do niego do siebie glownie zlosc zal..jedyne co od niego slyszalam z komplementow to ze jestem zmarszczona za chuda nic nie robie..nic niepotrafie..w tancu odnalazlam cos co zawsze chcialam robic..co dodalo mi skrzydel..po to zeby teraz lezec na glebie..a maz jest z dziewczyna 7 lat nlodsza ode mnie.
Ciężko jest lekko żyć .. :)

Awatar użytkownika
cyryl-bea
Administrator Beauty
Administrator Beauty
Posty: 15230
Rejestracja: 28 sty 2005, 11:08

Re: ROZWÓD - jak to przeżyć....?

Post autor: cyryl-bea » 29 wrz 2015, 21:02

a ja mysle, ze wcale nie jestes tak winna jak sobie wmawiasz
...albo jak probują ci to wmowic przedmówczynie

Sadze takze, ze w tym ukladzie - ty, dom, dzieci, - on, praca
za jakis czas tez zostalabys sama albo musiala zaakceptowac te druga na boku
bo zona miotajaca sie wsrod garow z dnia na dzien traci na atrakcyjnosci a facet zyskujac coraz lepsza pozycje zawodowa zyskuje
i jakas mloda panna uwiodla by tak jak ty swoj "ideał" na tancach
juz bylas dla niego za chuda, za pomarszczona
a te mlde nie za chude, pewnie juz sie slinily aby upolowac ustawionego pana
a moze juz byla ta druga tylko faceci rzadko zostawiaja zony i dzieci na dobre wola uklad 1+1 na boku
bo przeciez z toba nie bedzie robic tego co z kochanka bo ty przeciez tymi ustami calujesz jego dzieci (angel

jak ktos szuka czegos poza zwiazkiem, to znaczy ze czegos mu brakuje w zwiazku w ktorym tkwi, a jak rozpada sie malzenstwo, to tylko dlatego ze gasnie milosc a zaczyna sie instytucja zwiazku i obowiazku
- mozna tak zyc, ale po co

ja jestem za stara na to by kogokolwiek oceniac i jakos ani przez moment nie zal mi twojego meza, bo tak naprawdę co on stracil - tylko to, czego naprawdę nie chcial
bo gdyby chcial, znalazl by czas zeby spedzic go z toba
na otwarcie wieczorem butelki wina, zaproszenie ciebie do restauracji, zabranie w weekend na romantyczny spacer, czy chocby komplement i kwiaty bez powodu... znajdzie czas nawet bardzo zapracowany czlowiek jesli tylko chce

szukalas na boku czegos czego nie bylo w twoim zwiazku i w sumie nie znalazlas, dlaczego? bo wyidealizowałas sobie cos/kogos kto idealem nie byl

facet nie chcial rozbijac zwiazku, ty go uwiodlas i jak pierwszy czas zachwytu i fascynacji minal, wrocil do pierwotnej wersji
czyli ze nie tego oczekuje i ze nie chce spedzic zycia z toba
wiec tak naprawde nie zakochalas sie w nim a w tym co bylo w twojej glowie ale to nie byl on tylko twoje marzenia o nim

mysle ze rozpaczanie nie ma najmniejszego sensu, nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem
poza tym dlaczego ty sie miotasz miedzy deszczem a rynna, wybierz trzecie wyjscie brak wody!

powiedz sobie, ze musisz zycie podkreslic gruba kreska i zaczac od nowa
zycie trwa i sama jestes w tej chwili jego reżyserem
zacznij zyc zadbaj o siebie, rozwijaj pasje i znajdz kogos, kogo nie bedziesz musiala przyciagnac do siebie na sile,
ktory bedzie chcial dobrowolnie byc z toba, tak samo jak ty z nim
swiat sie nie konczy na tych dwóch panach, jest ich wiecej zapewniam (angel
cyryl-bea

Przeczytanie regulaminu ze zrozumieniem treści, jest podstawą miłej zabawy na forum!

Youtube: tu
Portal: tu
Facebook: tu


https://www.beautywpolsce.com/forum/imag ... g-oczy.gif
https://beautywpolsce.com/forum/upload/1 ... Obraz1.jpg

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emocje - pierwotne i wtorne”