Post
autor: she » 07 maja 2005, 00:19
Jak dużą rolę w Waszym zyciu odgrywa Wasza uroda i piękno w ogóle?Moze i dziwne pytanie,ale chciałam zapytac czy wyobrażacie sobie Wasze zycie w momencie,kiedy tracicie urodę, np. o którą teraz tak bardzo dbacie? Jaki wpływ na Was miałaby ta strata? czy mozna sobie to w ogole wyobrażic, albo czy raczej zastanawiacie się od czasu do czasu nad tym,co by było gdyby los Was nagle oszpecil? Boze,wiem ,ze to moze idiotyczne pytanie,ale naszła mnie taka refleksja i wyobrazenie sobie siebie samej np.po jakims tragicznym wypadku.Ja wiem,ze wtedy kwestia samego zdrowia jest priorytetem, a człowiek nawet nie myśli o tym czy wygląda ładnie czy nie, w kazdym razie tak czasami sie zastanawiam,jak ja bym zyła, gdybym np. Bog obdarzył mnie zerową urodą:(?
Czasami boję się siebie samej,ze zbyt wielką wagę przywiązuję do urody kobiecej.I moze nawet nie urody innych ,ale głownie oczywiscie swojej.Boje sie tego,ze gdyby nagle los mnie oszpecił, nie wiem jak bym sobie z tym poradziła:(
Moze przesadzam?moze..
moze nie powinnam zastanawiac sie nad takimi rzeczami.Po prostu ciekawi mnie, czym ja bym sie wtedy potrafilą zająć?Nie mówię,ze teraz zajmuje się tylko własną urodą i wyglądem zewnętrzym.Absolutnie nie! Ale nie moge tez powiedziec,ze nie ma on dla mnie jakiegos znaczenia.Pewnie gdyby nie mialo-nie byłabym tu na forum i nie czekała na operacje nosa.
Czasami, kiedy patrzę na mniej ciekawe kobiety,"mniej ciekawe"nie ode mnie samej,ale powiedzmy odbiegające od mojego pojęcia i wzorca piękna- zastanawiam sie , jak one się czują same ze sobą? czy mają jakiekolwiek rozterki?bo w sumie po niektórych tego zupełnie nie widac! Zastanawiam sie czy mają one kompleksy,czy czują się gorsze od tych bardziej urodziwych?Po niektórych dziewczynach zupełnie nie widać,ze czymkolwiek się przejmują.Ciekawe jak to jest z nimi w ich wnętrzu...
Po prostu ciekawi mnie to jaki procent kobiet jest tak przewrażliwionych na punkcie swojej urody jak ja? Nie chce tu tez robic z siebie jakiegoś super wrażliwca na punckie swojej urody,ale to przecież oczywiste,ze chcę i lubię ładnie wyglądać.Ze mną to chyba jakis paradoks.Zupełnie nie wyglądam na super laskę.Nigdy nie łażę do solarium, jestem blada,no ewentualnie jakis samoopalacz;mam ze 4 kilo nadwagi (przynajmniej w moim przekonaniu;) ), a pisząc ten post, robię z siebie pewnie nie wiadomo jaką laseczkę przewrażliwioną na punkcie włąsnej urody. I wlasnie to jest dziwne,ze nie jestem super modelką,a tak bardzo zależy mi i chciałabym wyglądać fajnie...
ale wracając do sedna problemu,zastanawiam sie skad w jednych bierze się taka dbałość o siebie i o własną urodę, a w innych nie? Dlaczego jedni dążą do bycia pieknym, a drugich to mniej interesuje?i co wtedy, kiedy w przypadku tych wrażliwcyh na punkcie własnego wyglądu,traci się urodę z jakiegoś tam powodu? Co się z nimi dzieje i jak sobie dają radę w przewartościowywaniu własnego świata?
A co do piękna kobiecego.Lubie i pożądam go bardzo.Po prostu lubię patzreć na piękne kobiety.Podziwiam je.Moze dlatego wlasnie chcemy być ładne,by nas podziwiano?Czyżby zatem jakies poczucie niedowartościowania?byc moze..nie zaprzeczam...a z drugiej strony skąd ono, skoro jest wiele takich,którzy mogą nam czegos pozazdrościc..
Oki.To tyle w tym temacie ode mnie.Sorry,jesli napisałam niezrozumiale.Noc juz i moze gorzej mysle?;)
Pozdrawiam:):)
she